Wczoraj jakiś lewak zwrócił…

Wczoraj jakiś lewak zwrócił uwagę, że Polacy mieszkają do późnego wieku z rodzicami i się zaharowują w gównorobotach.

Jest to prawda i wynika to z wielu czynników.

PARĘ FAKTÓW O POLSKIM RYNKU MIESZKANIOWYM

1. Mamy za mało mieszkań w stosunku do wielkości populacji. Na 1000 mieszkańców przypadają u nas 363 mieszkania. Gorzej w UE jest tylko na Słowacji. Średnia unijna to 480 mieszkań.

2. Mieszkania w Polsce są przepełnione. 41% Polaków mieszka w miejscach, które są wg standardów UE przepełnione, czyli mają za mało pomieszczeń w stosunku do liczby i wieku mieszkańców. Średnia unijna to 19%, zajmujemy piąte najgorsze miejsce w UE. Szczególnie problem dotyczy mieszkań wynajmowanych po cenach rynkowych (wskaźnik przeludnienia równy 62%)

3. Mieszkania mają niski standard. Deprywacja mieszkaniowa dotyka 9% Polaków przy średniej dla UE równej 5%. Deprywację mamy wtedy, gdy mieszkanie nie dość, że jest przeludnione, to jeszcze występuje w nim jeden z natępujących zgrzytów: brak łazienki lub toalety, przeciekający dach, poważne niedoświetlenie mieszkania.

4. Mieszkania są raczej drogie. Według Global Property Guide średnia cena zakupu 100 m2 mieszkania w Polsce jest 28 razy wyższa niż nasze PKB na osobę. W żadnym państwie Europy Środowo-Wschodniej ta relacja nie jest tak wysoka. W całej UE wynosi 21 i tylko w czterech państwach jest wyższa. Nieco bardziej łaskawy jest raport Deloitte, który brał pod lupę największe miasta w Polsce, ale tu też wypadliśmy powyżej średniej.

5. Bardzo drogi jest wynajem w stosunku do ceny zakupu mieszkania. Według serwisu Global Property Guide suma rocznego czynszu za wynajem mieszkania o powierzchni 120m2 w Warszawie stanowi 5,5% ceny jego zakupu. Aby inwestycja w nieruchomość się zwróciła trzeba zatem wynajmować mieszkanie przez 18 lat. Średnia dla wszystkich państw UE to 24 lata, a dla państw EŚW – 20 lat. W Czechach jest to aż 27 lat. Według raportu Delloitte, który wziął pod lupę 47 miast w UE – w tym Warszawę, Kraków, Łódź i Wrocław – te właśnie cztery miasta zostały zaliczone do miast o wysokich cenach najmu w stosunku do ceny zakupu. Na 15 badanych państw podobnie źle było tylko w Danii i na Węgrzech.

6. Relacje wynajmujący-lokator często przypominają stosunki feudalne. Brak tutaj statystyk, ale osoby, które wynajmowały mieszkania, pewnie wiedzą, o co chodzi.

Wobec powyższego nie powinno dziwić, że

7. 46% Polaków w wieku 25-34 lat mieszka z rodzicami. Średnia unijna to 32%.

Oczywiście przyczyny są też bardziej trywialne: niskie płace (i do tego wysokie opodatkowanie osób najmniej zarabiających), pewna kultura mieszkania na swoim, przez co młodzi wolą koczować u starych i ciułać na wkład własny zamiast wynajmować klitkę u janusza. Nie ulega jednak wątpliwości, że patologia samego rynku również się do tego przyczynia.

JAK MOŻNA TEMU ZARADZIĆ?

1. Można np. zastosować niemiecką politykę Mietpreisbremse, wedle której cena najmu nie może przekroczyć 120% średniej ceny najmu w regionie (w regionach z najtrudniejszą sytuacją mieszkaniową -110%). Cenę zatem ciągle kształtuje rynek, ale ucina się największa januszerkę.

2. Można też – co spodoba się prawaczkom – zmniejszyć ochronę lokatorów. Na 32 badane państwa OECD tylko w 9 ochrona lokatorów była silniejsza. Trudno w naszym kraju wyrzucić z mieszkania kogoś, kto nie płaci czynszu. Nawet jak już sąd zarządzi eksmisję z prawem do lokalu socjalnego, to czeka się na nią średnio 2,5 roku, a w skrajnych przypadkach nawet 20 lat – bo mamy za mało lokali socjalnych.

Jeśli łatwiej będzie wyrzucić nierzetelnego wynajmującego, to ludzie chętniej będą wystawiać mieszkania na wynajem. Wyższa podaż, niższe ceny. No ale równolegle trzeba zbudować więcej lokali socjalnych, by nie wywalać ludzi na bruk.

3. Można – wzorem Zachodu – wprowadzić bardziej progresywne podatki, aby odciążyć najmniej zarabiających, co zwiększy ich skłonność do wynajmu oraz zdolności kredytowe.

4. Można zwiększyć zakres budownictwa społecznego. Dotychczasowe programy wsparcia młodych na rynku mieszkaniowym (Rodzina na Swoim, Mieszkanie dla Młodych) polegała na dopłatach do kredytów hipotecznych, na czym tuczyli się deweloperzy i co windowało ceny mieszkań poprzez zwiększenie popytu. Zamiast tego państwo może budować mieszkania socjalne o cenach wynajmu i kupna niższych niż ceny rynkowe. Zajmują się tym Towarzystwa Budownictwa Społecznego. Mieszkania będące własnością TBS-ów to ledwie 1,6% wszystkich lokali w Polsce. We Francji, Holandii czy Wielkiej Brytanii czy Austrii ta gałąź rynku jest znacznie bardziej rozwinięta. W takim Wiedniu 1/4 mieszkańców mieszka w mieszkaniach komunalnych. TBS-y budują taniej, ponieważ działają non profit, korzystają z preferencyjnych kredytów udzielonych przez BGK oraz mają do dyspozycji działki udostępnione przez gminy.

5. Można zwiększyć zakres socjalnego wsparcia, czyli tzw. dodatki mieszkaniowe. Tylko w 3 na 35 krajów OECD nie stosują tego instrumentu. W wolnorynkowej Wielkiej Brytanii dodatki mieszkaniowe to równowartość 1,4% ichniego PKB, w Finlandii i Francji 0,8% PKB. A u nas? Ledwie 0,05 PKB. 28 razy mniej niż w Wielkiej Brytanii.

6. Można uprościć regulacje w zakresie planowania przestrzennego. W dużych miastach pokrycie terenu planem zagospodarowanie przestrzennego waha się w granicach od 16% do 65%. Jeśli dany obszar objęty jest planem zagospodarowania przestrzennego, to inwestor, który chce tam wybudować mieszkanie, musi wystąpić z pozwoleniem o budowę. Zwykle czeka na to do dwóch miesięcy. Jeśli jednak dany obszar nie jest objęty planem zagospodarowania przestrzennego, to inwestor występuje o tzw. warunki zabudowy, a wówczas czeka już 2-6 miesięcy. Na dodatek sąsiedzi mogą oprotestować budowę i takie sprawy ciągną się w sądach przez lata. To wszystko razem powoduje obsuwę w inwestycjach, przez co podaż mieszkań nie zwiększa się w zadowalającym tempie.

Widzimy zatem, że mamy do czynienia z pewnym systemowym problemem, który można ugryźć od wielu stron. Do rozwagi są tu zarówno lewackie reformy (np. wyższe dodatki mieszkaniowe), jak i prawackie (np. łatwiejsze eksmisje). Temat ewidentnie wymaga debaty i działań ze strony polityków.

A co ma na ten temat do powiedzenia najbardziej merytoryczny członek Konfederacji?

He, he, lewactwo nieroby, do pracy, a nie.

I dlatego każdy rozumny człowiek ma was za pośmiewisko.

PS. Dane, wnioski i nawet niektóre zdania zerznąłem z książki Pokolenie ’89 Jakuba Sawulskiego. Wszelkie creditsy należą się jemu.

#korolukmasakruje #neuropa #bekazprawakow #bekazkonfederacji #ekonomia #mieszkanie #polityka