##### Przeklejka z Facebooka…

##### Przeklejka z Facebooka – rzecz o Żabkach i dominacji na lokalnym rynku

https://www.facebook.com/bartosz.migas/posts/3980368202002944

Dziś wpadła mi w oko informacja o zagęszczeniu Żabek (załączam grafikę) i warto skomentować ten temat. Wolnorynkowe propagandolo przekonuje nas, że jak odpuścimy regulacje rynku, to niewidzialna ręka pokieruje gospodarką, będzie wolność i konkurencja, a ludzie będą korzystać dzięki temu z najlepszych produktów i usług w najefektywniejszym systemie. Później jednak mówimy rzeczywistości “sprawdzam” i okazuje się, że zamiast konkurencji przedsiębiorczych osób mamy międzynarodowy fundusz inwestycyjny posiadający ogólnopolską sieciówkę franczyz, które zdominowały konkurencję w swoim segmencie.
No dobra, ale czy to coś złego? Ostatecznie co nas obchodzi czy kupujemy czipsy i piwerko w sieciówce czy w małym sklepiku pani Reni? Long story short – to jest coś złego i to w kilku obszarach.

1 – Krzywda lokalnych sklepików.
Nie będę się wgłębiał w to w jaki sposób międzynarodowy kapitał może zeżreć, przetrawić i wypluć panią Renię, ale ma na to kilka sposobów i wszystkie są związane z tym, że jest większy i ma więcej pieniędzy, przez co może dusić panią Renię cenami, reklamą i wyposażeniem sklepu (neony, lodówki, ekspresy do kawy, maszny do hot-dogów itp.) aż pani Renia będzie musiała zamknąć sklep, w którym otworzy się zaraz kolejna komórka sieciowego nowotworu. I ten schemat powtarzamy tak długo, aż do sytuacji, w której wychodzisz z sieciówki i od razu masz w zasięgu wzroku dwa kolejne jej sklepy.
Żyjemy jednak w nadwiślańskim kapitalizmie, który nauczył nas dbać tylko o siebie, więc panią Renię mamy w dupie, niech żre gruz, szczególnie, że jej sklepik pachnący selerem i starymi ludźmi zastąpił rozświetlony, nowoczesny sklep pachnący kawką, hotdogami i błyszczący lodówkami z chłodnym piwkiem.

2. Krzywda franczyzobiorców i pracownic/ków
Panią Renię zastąpiły młode sprzedawczynie, więc w sumie dając pracę młodym powinniśmy zaliczyć tą zmianę na plus. Panią Renię zastępuję Pan Marian, franczyzobiroca, więc zasadniczo nadal mamy do czynienia z polskim przedsiębiorcą. Tylko, że franczyza to w skrócie taka cholera, na której zarabia z pewnością sieć, natomiast sklep tylko wtedy, gdy mu się uda. Co prawda dostaje od mateczki sieci masę fajnych rzeczy jak know-how, iodentyfikację marketingową itp. ale za to właściwie nie ma nic do gadania i co więcej, musi konkurować jeszcze z innymi sklepami z tej sieci, które pojawiają się w najbliższej okolicy z każdą plajtą jakiejś pani Reni. No i czym może konkurować przedsiębiorca? Koszty czynszów, prądu, śmieci itp. są zasadniczo podobne w okolicy i nie ma na nie większego wpływu. Produkty wraz z cenami przychodzą z centrali, więc tutaj też nie da się wiele zrobić. Akcje reklamowe itp. koordynowane są z centrali, więc właściwie realizujesz tylko polecenia. Jedyne czym możesz konkurować to praca. I tutaj do wyboru: albo franczyzobiorca wyzyskuje siebie i najbliższą rodzinę, pracując po kilkanaście godzin dziennie, świątek, piątek i niedziela żeby wyjść na swoje, albo zatrudni w tym celu ludzi, oczywiście na kiepskich warunkach i za nędzne stawki. I m. in. z tego powodu sklepy sieciowe tak często zmieniają franczyzobiorców. Mechanizm ten jest dość dobrze opisany w mediach, nie ma sensu żebym go tutaj powtarzał. Efekt jest taki, że polski przedsiębiorca i polski pracownik zarabiają ledwo ledwo, a cała górka płynie do góry, poza granice kraju.

3. Krzywda dostawców.
No dobra, ale to nadwiślański kapitalizm, więc franczyzobiorców i ich pracownice/ów też mamy w dupie, byle nam było wygodnie. I tutaj kolejny problem. Tak duży udział jednej sieci w rynku powoduje liczne bariery dla nowych biznesów. Tak dokładnie – blokuje to przedsiębiorczość, którą wolnorynkowcy odmieniają przez wszystkie przypadki. Na przykładzie – jeśli jesteś producentem herbatników na maśle, chleba na prawdziwym zakwasie czy kraftowanego piwka, to zawsze możesz dogadać się z panią Renią i wstawić jej coś na próbę, a jak zaskoczy to pani Renia będzie regularnie od Ciebie kupować i biznes się kręci. Jeśli chcesz wstawić towar do sieciówki, to nie będziesz negocjował z panem Marianem, tylko z jakimś manago na region czy na dany asortyment, a taki manago ma pod sobą sieć sklepów i wie ile taki kanał zbytu jest warty, więc albo Cię oleje, bo lepsze warunki dostanie od wielkiego przedsiębiorstwa sprzedającego gunwo z trocin, albo narzuci
Ci takie warunki, że będziesz zwiększać sprzedaż i cały czas balansować na granicy opłacalności, tak samo jak pan Marian, za to pan manago będzie liczył sos z dobrego interesu. Krótko mówiąc – im większą część kanałów sprzedaży ma w rękach jeden duży gracz, tym większe ma możliwości żeby wyzyskiwać tych małych pod sobą – i dostawców i sklepikarzy.

4. Krzywda klientów.
No ale to w końcu nadwiślański kapitalizm, więc mamy w dupie producenta herbatników na maśle, bo liczy się tylko nasza własna korzyść i wygoda. Więc zasadniczo mamy w dupie zaplecze biznesu – jesteśmy klientami, dla nas liczy się dobre piwko, ciepły hot-dog i wybór podstawowych produktów spożywczych blisko domu, w ładnie oświetlonym sklepie, za rozsądną cenę i programem lojalnościowym do zbierania punkcików za zakupy i wymiany ich na jakieś duperele. No właśnie, tylko że miała być konkurencja i wolny rynek, a tu okazuje się, że z okolicy zostały już tylko sklepy z tej samej sieci, które zasadniczo mają taki sam asortyment w takiej samej cenie, więc w zasięgu spaceru możesz nabyć kilka rodzajów krótkiej listy produktów, bo w każdym sklepie jest to samo, a jak chcesz kupić coś innego niż gunwo z trocin produkowane przez wielkie koncerny żywieniowe, to musisz jechać do dużego sklepu kilka kilometrów dalej lub polować na jakieś smaczne i mało popularne rzeczy na bazarach czy w modnych piekarenkach. I w ten sposób zamiast różnorodności masz do wyboru tylko to co, co manago na region raczył polecił wystawić na półki w tym sezonie, a zamiast konkurencji dobrych jakościowo produktów takich jak herbatniki na maśle, chleb na prawdziwym zakwasie czy kraftowe piwko, masz koncernowe herbatniki na oleju palmowym, nadmuchany chleb na jakiejś chemii po której masz zgagę i przemysłowego sikacza barwionego kukurydzą, który nawet nie ma piany. No ale to nadwiślański kapitalizm, więc wszyscy dookoła mają Cię i Twoje krzywdy w dupie.

Yes cannons slow market

#antykapitalizm #biznes #razem