Trochę narzekania na…

Trochę narzekania na #pracbaza. Rozmawiam z kierownikiem o grafiku, w pracy mamy 2 zmiany. Mocny skrót: – Dlaczego mam same 2 zmiany? – Wróciłeś z urlopu to możesz sobie teraz popracować – To brzmi jak kara za to że miałem urlop, wracam do pracy i chce pracować normalnie. – To ja tu ustalam grafik, jak dyskutujesz to w przyszłym miesiącu masz same dwójki i możliwość 2 sugestii co do dnia wolnego i 3 weekendy pracujące. – To mobbing – To żaden mobbing, skończyłem z tobą dyskusję. Wyjście kierownika. Jak dyskutować z takim kasztanem? Chyba czas to rzucić. Btw. Przez rozmowę z nim nie byłem na przerwie, mogę sobie odzyskać ten czas w kolejnych dniach? #robo #praca #januszebiznesu Czytaj dalej...

Z racji tego, że stworzony…

Z racji tego, że stworzony przezemnie tag #goodguyjanusz staje się coraz popularniejszy i niestety nie mogę powiedzieć, że wszystkie memy na nim mi się podobają, czy, że choćby wszystkie mają sens, macie oryginalny template do ćwiczeń. Parę osób zresztą się o niego prosiło. Udanego memowania! anty- #januszalfa #januszebiznesu #areczek #pracbaza #humorobrazkowy #memy Czytaj dalej...

Jednym z rzadko poruszanych…

Jednym z rzadko poruszanych tematów jest wyzysk imigrantów (gastarbeiterów) w zachodnich krajach kapitalistycznych. W poniższym tekście skupię się głównie na Holandii, chociaż ma to miejsce również w innych krajach. W głównej mierze są za to odpowiedzialne tamtejsze agencje pracy. Sytuację określiłbym jako współczesne niewolnictwo, jak pisze onet: Atrakcyjne wynagrodzenie, pewne zatrudnieni, a do tego transport i zakwaterowanie. Myślisz, że właśnie trafiłeś na idealną ofertę pracy w Holandii? Błąd! Wyzysk, dyskryminacja, łamanie wszelkich praw pracowniczych i niewolnicze kary, nawet za łyżeczkę w zlewie – oto jak wygląda prawda o agencjach pracy tymczasowej. Wielopiętrowy system oszustwa swój początek ma jeszcze w Polsce. W Holandii pracowałem trzy lata. Przeżyłem pięć różnych agencji pośrednictwa. Ta ostatnia jest pierwszą, która mnie nie oszukuje – opowiada Paweł. W jego historii, niczym w soczewce, skupiają się niemal wszystkie koszmary Polaków z Królestwa Niderlandów. – Pracowałem pół roku przy przepakowywaniu ryb i owoców morza. Wymuszano na nas pracę w dwóch lokalizacjach. Od godz. 7 do 17, a potem 40 km dalej jeszcze do godz. 22. Dojeżdżać trzeba było na własny koszt. W drugiej lokalizacji przy wejściu używało się kart magnetycznych. Kto się spóźnił – potrącano mu karę z wypłaty, a płacono tylko za pracę w tym drugim miejscu, bo taką mieliśmy de facto umowę. Obowiązkiem pracownika było mieszkać tam, gdzie wyznaczył pośrednik. Pracowaliśmy też w soboty, za co nikt nie płacił ekstra. Podobnie jak i za nadgodziny. Masakra nie praca – kwituje Paweł. Zasadniczym mechanizmem „holenderskiego wyzysku” jest totalne uzależnianie pracowników od pośrednika. Przyjeżdżający do pracy Polak musi podpisać pakiet niekorzystnych dla siebie zobowiązań, z których wynika, że w zamian za zatrudnienie pracodawca potrąca mu stawki w zasadzie za wszystko. – Częstą praktyką jest zawieranie tzw. umów pakietowych, zawierających ofertę pracy, transportu, zakwaterowania i pomocy w wypełnianiu formalności. Powoduje to ponoszenie stałych kosztów (np. zakwaterowania), podczas gdy umowa nie gwarantuje np. stałego wynagrodzenia, a uzależnia je od liczby faktycznie przepracowanych godzin – ostrzega ministerstwo pracy, które problem zna dobrze. Niestety, niewiele z nim robi. Uwagę na sytuację Polaków w Holandii, w specjalnym raporcie o dyskryminacji, w 2014 r. zwróciła nawet Europejska Komisja przeciwko Rasizmowi i Nietolerancji (ECRI). – Przypomina to sytuację wyzwoleńców na amerykańskich plantacjach bawełny. Pracując dla właściciela musieli jednocześnie kupować w jego sklepie, płacić czynsz za mieszkanie w jego baraku i zgadzać się na jego stawki, co jeszcze bardziej ich od niego uzależniało – mówi Piotr Połczyński, który od lat zajmuje się ofertami pracy w Holandii. Prowadzi sp Czytaj dalej...