#nostalgia #owady…

#nostalgia #owady #januszebiznesu #kiedystobylo #hobby

Będąc dzieckiem pojechałem na wczasy do rodziny zamieszkującej niewielki blok w powiatowym mieście (mieli kablówkę).
Byłem młody, głupi i potężnie zafascynowany wszelkim robactwem, dodatkowo otrzymałem od mamy wyprawkę w wysokości 70 zł (z czego 30 zł przeznaczone było na jakiś tam kabel do AGD – reszta moja).
Pewnego dnia przechodząc obok kiosku zauważyłem na wystawce dość realne modele owadów – włosy stanęły mi dęba! wpadłem do środka i wybrałem niewielki plastikowy model Komara pospolitego (Culex pipiens) – 4 zł.
Czujna ciotka ostudziła moje zapędy jak tylko wyciągnąłem łapki po wspaniałego chrząszcza: Jelonka Rogacza (Lucanus cervus) wycenionego na niebagatelną wtedy kwotę 10 złotych polskich.
Cóż, tego dnia musiałem obejść się smakiem lecz dobrze zapamiętałem lokalizację tego wyjątkowego sklepiku.
Nazajutrz znów zaatakowałem, bogatszy o wiedzę, że „10 zł za malutką plastikową zabawkę to głupota”, a zatem przygarnąłem model Muchy domowej (Musca domestica) – niewiele większy od komara – 6 zł.
Proszę, dziękuję, do widzenia, wieczorem Discovery, kakao i do spania.
Kolejny dzień: Żuk leśny (Anoplotrupes stercorosus) – 6 zł i zawsze budząca grozę na podwórku żółta Mrówka Faraona (Monomorium pharaonis) za 4 zł (w końcu nie jedna głupia zabawka a dwie!)
…i tak minął mi tydzień.
Siódmego, ostatniego, dnia byłem już posiadaczem całkiem pokaźnej kolekcji owadów: muchy, żuki i pająki – byłem kimś a rosnące z dnia na dzień ceny figurek nie wzbudzały moich podejrzeń.
Jako młody entomolog z dumą rozłożyłem wszystkie eksponaty na stole i przy śniadaniu zabawiałem siostrę i kuzynkę opowieściami o swojej plastikowej trzodzie.
W końcu jednak trzeba było spakować manatki i udać się na przystanek autobusowy celem powrotu do rodzimej wsi.
Po drodze oczywiście wstąpiłem, do wspomnianego kiosku.
Potężny Jelonek, prężył się tego dnia wdzięcznie na półce opatrzony pomarańczową naklejką z liczbą: 20.
Do domu wróciłem spełniony i szczęśliwy ( ͡º ͜ʖ͡º).
…ale bez pieniędzy, bo sprzedawca zapewne od razu poznał się na moim młodzieńczym zapale i niechybnie świadom był zawartości mojej kolorowej portmonetki kupionej tego samego roku na wiejskim odpuście.
Wiedział, że wrócę i wiedział, że potrzebuję jego towaru – w pogoni za szczęściem byłem jak narkoman a Janusz był moim dealerem.
No ale czego się nie robi…
Zapytacie co z kablem (zapewne od prodiża – nie pamiętam)?
-a no nie kupiłem, może i dobrze wyszło bo nie było lania a robaczki jeszcze przez długi czas cieszyły oko w szklanej gablotce.

Epilog:
Po jakimś czasie znów odwiedziłem tę robaczą mekkę, Jelonek znów był za dychę a reszta oscylowała w okolicach pięciu złociszy ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Pojawiła się za to Modliszka zwyczajna (Mantis religiosa) za 10 zł (pewnie znów czyhała razem z Januszem, na kolejnego przepełnionego entuzjazmem dzieciaka), ale wiedząc już, że rynek jest bardzo niestabilny, za dychę to żal było nie kupić więc i ona trafiła do mojej kolekcji. (ʘ‿ʘ)

Dziękuję za uwagę

_Do podzielenia się z Wami moją opowieścią natchnął mnie wpis kolegi @TheTostu: https://www.wykop.pl/wpis/67738011/mirki-nie-uwierzycie-prowadze-maly-sklep-osiedlowy/_