Kiedy mówimy o ratowaniu…

Kiedy mówimy o ratowaniu klimatu, tak naprawdę nie mamy na myśli żadnego ratowania klimatu, tylko ratowanie naszego komfortu życia przed konsekwencjami zmian klimatycznych. Problem w tym, że pod przykrywką dbania o dobro klimatu dajemy sobie ten komfort odbierać już dzisiaj, w postaci płacenia kosmicznych rachunków za gaz, paliwo, prąd no i wszystkich innych produktów, których ceny zależą od wyżej wymienionych surowców. Ale mało kto zauważy, że istnieje dużo prostsze rozwiązanie. Wystarczyłoby, żeby ludzie przestali się rozmnażać i planeta sama by się odbudowała w ciągu kilkudziesięciu lat. Żadna rezygnacja z samochodu, czy jedzenia mięsa nie zrobi tyle pożytku dla środowiska, co rezygnacja z prokreacji, zwłaszcza w krajach o wysokim stopniu rozwoju gospodarczego, których mieszkańcy zużywają dużo większe ilości zasobów niż mieszkańcy krajów Trzeciego Świata. Poruszę jeszcze kwestię „braku rąk do pracy”. Według mnie jest to przesadzone zagrożenie, gdyż już dzisiaj kilkadziesiąt procent stanowisk pracy mogłoby zostać zautomatyzowanych lub zrobotyzowanych (np. kasjer, sprzedawca, różni urzędnicy, telemarketerzy itp.). Dlatego też uważam, że zamiast nakładania nowych podatków napędzających inflację i przyjmowania na ślepo imigrantów należy pójść w kierunku maksymalnej automatyzacji i robotyzacji stanowisk pracy, stopniową rezygnację z polityki prorodzinnej (a właściwie proprokreacyjnej) i ukierunkowanie szkolnictwa i rynku pracy na zawody związane z medycyną i pracą społeczną, dostosowanych do potrzeb starzejącego się społeczeństwa.

#antynatalizm #denatalizm #ekologia #ekonomia #antykapitalizm #childfree